Ja jestem Zmartwychwstaniem 2007.04.28 – "Ja jestem zmartwychwstaniem" – nowa sztuka Wojcieszka – Filmweb.pl "Ja jestem zmartwychwstaniem" to tytuł najnowszej sztuki znanego wrocławskiego reżysera Przemysława Wojcieszka, której prapremiera odbyła się w piątek na nowo otwartej scenie kameralnej Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu.
† „Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie”. J 11, 25 Dnia 29 marca 2018 roku odeszła do Pana nasza Siostra – ŚP. SIOSTRA Karola od Dzieciątka Jezus Urszula Breit przeżywszy lat 90; życia zakonnego – 69; profesji – 68. Msza święta pogrzebowa będzie sprawowana w środę, 4 kwietnia, o godz. w kaplicy Matki Boskiej Anielskiej w Laskach. Po Mszy świętej – pogrzeb na cmentarzu zakładowym. PANIE, PRZYJMIJ JĄ DO SWOJEJ ŚWIATŁOŚCI. „Siostry […] przez całe życie oddają cześć Bogu, aby Go kochać i wielbić kiedyś w niewypowiedzianym szczęściu”. Matka Elżbieta Czacka Siostra Karola – Urszula Regina Breit, córka Gertrudy i Józefa, urodziła się w Bydgoszczy 22 października 1927 roku. Był to miesiąc różańcowy, sobota, około północy – dzień Matki Bożej Dobrej Śmierci oraz urodzin Matki Elżbiety Czackiej, która ją 21 lat później przyjmowała do zgromadzenia. Dla późniejszej s. Karoli te zbieżności dat były niezmiernie ważne. Wychowanie w domu było bardzo surowe, zwracano uwagę zwłaszcza na posłuszeństwo, prawdomówność, uczciwość, sumienne wykonanie pracy, punktualność. Głośno odmawiano pacierz rano i wieczorem, a modlitwę Anioł Pański w południe. W jubileuszowych wspomnieniach w 2000 roku s. Karola zapisała: „Już jako dziecko uczono mnie cerować, szyć sukienki dla lalek, ale nie byle jak. Jak mi się już znudziło szycie i jeszcze miałam przyszyć zatrzaski, powiedziałam, że nie umiem. To było słowo, którego nie wolno mi było używać. Tłumaczono mi, że trzeba mówić: nie potrafię, ale spróbuję, bo dla chcącego nie ma nic trudnego”. Urszulka była dzieckiem o żywym temperamencie, szybko nudziły ją obowiązki, więc często starała się rychło je zakończyć, by podjąć zabawę. Poprzez wymagania, karcenie i różne nauczki, wynikające z zachowania dziewczynki, babcia wpajała jej lekcje życiowe: co jest właściwe, co prawe, jak się nie zachowywać. Siostra Karola zapisała w swoich wspomnieniach: „…dzięki temu że zwracano mi uwagę i nic mi nie uszło na sucho, wyrosłam na to, czym byłam i jestem. (…) W domu byli wszyscy dla mnie bardzo dobrzy, choć wychowanie miałam surowe, ale to dla mojego dobra, żebym nie zboczyła z dobrej drogi”. Od wczesnego dzieciństwa Ula była bardzo pobożna. W tamtych czasach liturgia była po łacinie, a ona szybko opanowała całą ministranturę i klęcząc przy balaskach podpowiadała chłopcom, którzy nie znali prawidłowych odpowiedzi. Jej marzeniem było służyć do Mszy i żałowała, że nie jest chłopcem. W którymś momencie nawet usilnie nalegała, by ksiądz przyjął ją do grona ministrantów i przekonywała, że poradzi sobie lepiej od chłopców. Żartobliwe stwierdzenie kapłana, że musi tylko obciąć długie warkocze, by zostać ministrantem, przyjęła na poważnie. W domu nie dawała sobie wytłumaczyć, że był to tylko żart. Następnego dnia, urażona, wykrzyczała księdzu, że tak ją okłamał. Druga wojna światowa przyniosła młodej dziewczynie tragiczne przeżycia: bieda, głód, zagrożenie życia, niebezpieczeństwo gwałtów. W tych trudnych czasach moc i oparcie znajdowała w modlitwie, w opiece Jezusa i Matki Najświętszej, którym się z ufnością powierzała słowami swojej modlitwy: „Matko moja, otaczaj mnie swoim płaszczem, uczyń z niego dla mnie tarczę i osłonę. Pozwól mi pod nim bezpiecznie stać, póki nie przeminą burze i niebezpieczeństwa. W ranach Pana Jezusa i w sercu Maryi chronię się teraz i zawsze. Kochana moja Matko, razem z Twoim miłym Dzieciątkiem, błogosław mi”. Siostra Karola całe życie głęboko przekonana była o bliskości Jezusa i Maryi, którzy wyprowadzili ją wówczas z wszelkich niebezpieczeństw. W czasie okupacji Urszula kontynuowała naukę w szkole powszechnej, którą ukończyła w 1942 roku. Od września 1942 do stycznia 1945 uczestniczyła w seminarium nauczycielskim prowadzonym w języku niemieckim – początkowo w Kościerzynie, a od 1944 roku – w Bydgoszczy. W szkole panował rygor, na miasto można było wychodzić tylko z przepustką, którą przyznawano co dwa tygodnie, w godzinach od 15 do 18. Nie wolno było chodzić w niedziele do kościoła. Urszula wraz ze swoją przyjaciółką znalazły księdza, który zgodził się co dwa tygodnie je wyspowiadać i udzielić Komunii świętej. W te dni oddawały swoje śniadania i obiady innej koleżance, a same zachowywały post eucharystyczny, który obowiązywał od północy do momentu Komunii. Na początku roku 1945 Urszula wyjechała na kilka miesięcy do Gdańska. Ponieważ miała ukończony kurs Czerwonego Krzyża, więc zgłosiła się tam pracy i została skierowana do przychodni we Wrzeszczu, gdzie dojeżdżała każdego ranka. Przeżyła zburzenie Gdańska przez Armię Czerwoną i kolejne zagrożenie życia ze strony żołnierzy. Ukrywała się długo, koczując w gruzach lub ukrywana przez życzliwe kobiety. Jakiś czas była też gońcem, dostarczając przesyłki pieszo, gdyż nie było środków komunikacji. W maju 1945 roku zdecydowała się wrócić do Bydgoszczy. Jej sytuacja w powojennych realiach była bardzo niepewna, nie wiedziała, co ze sobą począć. Znajomi poradzili jej wyjechać na wieś, aby przeczekać najgorszy czas. Wyjechała więc i spędziła na wsi prawie rok. Miała wówczas osiemnaście lat i mimo że czuła się mieszczuchem, szybko nauczyła się i polubiła ciężką pracę w gospodarstwie, zwłaszcza żniwa i sianokosy oraz powożenie końmi. Po przeprowadzce właścicieli gospodarstwa, Urszula wróciła do Bydgoszczy. Podjęła pracę u młodego małżeństwa z trojgiem dzieci. Rodzina ta pomogła jej wyrobić dowód tożsamości i polskie obywatelstwo. Początkowo miała opiekować się tylko dziećmi, z czasem, ze względu na częste choroby matki, prowadziła właściwie cały dom. Obowiązki zaczęły przerastać jej możliwości i siły. Mimo miłości do trójki dzieci, odeszła z tej pracy. Znalazła zajęcie w szpitalu chorób płucnych, prowadzonym przez siostry elżbietanki, jako pomoc w sali opatrunkowej i operacyjnej. W pracy czuła się dobrze. W szpitalu była kaplica i możliwość uczestniczenia we Mszy świętej. A jednak po jakimś czasie zaczęła odczuwać niepokój, nie mogła sobie znaleźć miejsca i znowu nie wiedziała, co z sobą począć. Przełomowym momentem okazało się spotkanie i spowiedź u o. Szymańskiego, jezuity, który roztoczył nad nią opiekę i wprowadził do Apostolstwa Modlitwy. Spotkała tam Lusię Zatorską – przyszłą s. Teofilę, Jankę Niszczotę – późniejszą s. Emilię i Stanisławę Nowodworską – znajomą m. Benedykty Woyczyńskiej. To właśnie ojcu Szymańskiemu zwierzyła się ze swoich niepokojów. I to on zdecydowanie wskazał jej drogę życia zakonnego i to konkretnie – w Laskach. Wybrała się tam, z zamiarem wstąpienia, w towarzystwie p. Nowodworskiej 15 sierpnia 1948 roku. Po latach, tak s. Karola wspominała tę wizytę: „Od przystanku idziemy przez las, dochodzimy do kaplicy i od razu powiedziałam sobie: tu moje miejsce, gdzie indziej nie pójdę”. Po trzech dniach pobytu w Laskach, zdecydowana była zostać od razu na stałe. Wróciła jednak na trzy miesiące do Bydgoszczy, by zakończyć pracę w szpitalu. Przyjechała do Lasek 5 grudnia 1948 r. i tego samego dnia dostała chusteczkę aspirancką. 19 grudnia 1948 roku została przyjęta do postulatu przez Matkę Założycielkę; 14 sierpnia 1949 rozpoczęła nowicjat. 15 sierpnia 1950 roku złożyła pierwsze śluby, a profesję wieczystą 15 sierpnia 1956 roku. W ciągu lat życia zakonnego s. Karola pracowała najpierw w internacie dziewcząt, a następnie w zakrystii; w szkole – w klasie robót, po czym ponownie w zakrystii – tym razem, aż dziewiętnaście lat. Od września 1978 roku trzy lata była przełożoną domu w Izabelinie, gdzie prowadziła jednocześnie katechizację. W latach 1981-84 z kolei pełniła funkcję przełożonej i kierowniczki ośrodka w Sobieszewie. Stamtąd przeszła do wspólnoty w Żułowie, gdzie odpowiadała za budowę Domu Nadziei. Siostra Karola wspominała: „Placówki: Sobieszewo i Żułów przeraziły mnie, bo miałam zajmować się budową. Nie miałam pojęcia co to nypel, łaty, krokwie itd. Przecież nie umiem nic, na planach się nie znam. Przypomniały mi się słowa babci: «Nie mów: nie umiem, ale spróbuję, może się uda». I tak, nieraz ze łzami, polewany, powstał dom w Żułowie”. Po ukończeniu budowy siostra wróciła do Lasek, do pracy w Dziale Darów, gdzie służyła trzynaście lat (1989-2002). Miała szerokie kontakty, zwłaszcza z niemieckojęzycznymi dobroczyńcami Lasek. Wielokrotnie gościła ich w zakładzie i sama często wyjeżdżała zagranicę. Zawarła wiele przyjaźni. Ich znakiem było ufundowanie siostrze przez zagranicznych przyjaciół pielgrzymki do Ziemi Świętej w roku jej złotego jubileuszu profesji (2000). Utrzymywała z nimi kontakt i otrzymywała od nich sporo korespondencji oraz znaków życzliwej pamięci, jeszcze wiele lat po zakończeniu bezpośredniej współpracy. Oprócz pracy w Dziale Darów, s. Karola przez wiele lat troszczyła się o liturgię w kaplicy laskowskiej: prowadziła modlitwy sióstr, ustalała grafik dyżurów, przygotowywała pieśni na rzutniku oraz prowadziła scholę, która podtrzymywała tradycję śpiewu gregoriańskiego podczas niedzielnych Mszy świętych. Od kwietnia 2002 do lutego 2003 roku s. Karola była ponownie przełożoną w Sobieszewie i organizowała życie domu po 10-letniej przerwie spowodowanej pożarem. Natomiast we wcześniejszych latach, gdy jeszcze nie było tam wspólnoty, dom służył w czasie wakacji na kolonie dla dzieci lub turnusy dla dorosłych niewidomych, których siostra była przez wiele lat niezapomnianym gospodarzem, organizując wiele pomysłowych atrakcji i niespodzianek dla uczestników. Częstym gościem tych turnusów był metropolita gdański abp Tadeusz Gocłowski, który szczerą przyjaźnią darzył „Laski” w Sobieszewie, a samej s. Karoli często wysyłał listy ze znakiem wdzięczności, pamięci i pasterskim błogosławieństwem. Choroba przerwała kadencję przełożeńską s. Karoli. Po powrocie w 2003 roku do Lasek, do Domu św. Franciszka, siostra zaangażowała się w „adopcję serca” naszych niewidomych dzieci z ośrodków w Indiach: korespondowała z rodzicami adopcyjnymi, wysyłała życzenia, organizowała dla nich spotkania w Laskach. Z czasem choroba uniemożliwiła i to zajęcie. W 2010 roku, po dłuższym pobycie w szpitaliku, siostra przeszła do Domu św. Rafała, na oddział chorych sióstr. Pomimo coraz większych trudności w samodzielnym poruszaniu i narastających dolegliwości bólowych, s. Karola prosiła, aby nie dawać jej leków uśmierzających ból, bo – jak przypominała – Pan Jezus także cierpiał. Zawsze pragnęła uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach i uroczystościach laskowskich, zakonnych czy domowych. Nawet wówczas, kiedy już nie opuszczała swojego łóżka, a słyszała, że siostry wybierają się gdzieś razem, pytała: „A weźmiecie mnie?”. Siostra Karola lubiła, aby z nią i przy niej modlić się różańcem, koronką, a wieczorem Kompletą. Kiedy już było jej trudno głośno mówić, łączyła się w modlitwie tylko słuchając, a na zakończenie mocnym głosem mówiła: „Amen”. W czasie długiego odchodzenia i trwającej kilka dni agonii, codziennie przychodził do siostry ks. Kazimierz Olszewski, aby pomodlić się i udzielić siostrze absolucji. Odwiedzały ją także siostry z innych domów i zaprzyjaźnione bliskie osoby, a domowe siostry czuwały przy s. Karoli na modlitwie, w ciągu ostatnich dni i nocy. W Wielki Czwartek późnym wieczorem o g. kiedy w laskowskiej kaplicy wszyscy adorowali w ciszy Pana Jezusa w ołtarzu przechowania, s. Karola, w czasie odmawianej głośno przy niej Komplety, odeszła na wieczną liturgię do Domu Ojca.
Do Jezusa przystąpili saduceusze, którzy w przeciwieństwie do faryzeuszy nie wierzyli w zmartwychwstanie umarłych. Chcąc podjąć z Nim dyskusję na ten temat, użyli argumentu opartego na nauce Mojżesza, który obok Abrahama był dla Żydów największym autorytetem w sprawach wiary. Rzecz dotyczyła małżeństwa.
Marta rzekła do Jezusa: Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga. Rzekł do niej Jezus: Brat twój zmartwychwstanie. Wielu Żydów przybyło do Marty i Marii, aby je pocieszyć po bracie. Kiedy zaś Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu. Marta rzekła do Jezusa: Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga. Rzekł do niej Jezus: Brat twój zmartwychwstanie. Rzekła Marta do Niego: Wiem, że zmartwychwstanie w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym. Rzekł do niej Jezus: Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to? Odpowiedziała Mu: Tak, Panie! Ja wciąż wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat. J 11, 19-27

„Ja jestem zmartwychwstanie i życie. Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki” (Jan 11,25-26). Zmartwychwstanie potwierdza również wartość życia w ciele i nadaje mu głębszy sens, budząc nadzieję na powrót do życia w ciele przemienionym na wzór Chrystusowego.

Gdy piątej niedzieli zostaje nam ogłoszone wskrzeszenie Łazarza, jesteśmy postawieni przed ostatnią tajemnicą naszej egzystencji: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem… Wierzysz w to?” (J 11,25-26). Dla wspólnoty chrześcijańskiej jest to moment szczerego złożenia, wraz z Martą, całej nadziei w Jezusie z Nazaretu: „Tak, Panie, ja wierzę, że Ty jesteś Chrystus, Syn Boży, który przychodzi na świat” (w. 27). Współudział z Chrystusem w tym życiu przygotowuje nas do pokonania granicy śmierci, aby żyć bez końca w Nim. Wiara w zmartwychwstanie umarłych i nadzieja na życie wieczne otwierają nasze spojrzenie na ostateczny sens naszej egzystencji: Bóg stworzył człowieka dla zmartwychwstania i dla życia, i ta prawda nadaje autentyczny i definitywny wymiar ludzkiej historii, ich życiu osobistemu i ich życiu społecznemu, kulturze, polityce, ekonomii. Pozbawiony światła wiary cały wszechświat zostaje zamknięty w grobie bez przyszłości, bez nadziei. (Orędzie na Wielki Post 2011 [fragm.], Benedykt XVI) (Polub jako pierwszy) Loading... Reader Interactions To ciągle jestem ja: przed śmiercią, po śmierci, w śmierci… Jeden i ten sam podmiot. Nie będę kimś innym i nie ma się co łudzić, że w przyszłym życiu będę przystojniejszy. Cały czas mam świadomość, kim byłem. Wacław Oszajca SJ: Więcej nawet niż świadomość. Nauczono nas pewnego dualistycznego podejścia do człowieka.
Wskrzeszenie Łazarza z Betanii (J 11,1-45) jest ostatnim z opisanych przez św. Jana siedmiu niezwykłych czynów Jezusa objawiających Jego chwałę. Przemiana wody w wino, rozmnożenie chlebów i chodzenie po wodzie, uzdrowienie umierającego dziecka, paralityka czy niewidomego od urodzenia, to coś więcej niż demonstracja Jego cudotwórczej mocy. Ewangelista konsekwentnie określa opisane wydarzenia jako „znaki” (J 2,11; 4,54; 6,26; 9,16; 12,18), znak zaś domaga się właściwego odczytania. Ewangeliczne znaki są mową objawiającego się Boga. Mają one doprowadzić nas do osobistego spotkania z Jezusem, który jest Bożym Słowem posłanym do każdego człowieka. W dialogu z Nim rodzi się wiara ‑ odpowiedź na apel Boga, podobna do wiary uzdrowionego ślepca czy Marty z Betanii: „wierzę, Panie!” (9,35-38; 11,27). Znak wskrzeszenia zmarłego wskazuje, że śmierć – przerażające i absurdalne przekreślenie wszelkich pragnień i aspiracji człowieka ‑ została przez Jezusa pokonana i przemieniona w miejsce spotkania z Bogiem, w przejście ku zmartwychwstaniu. Wraz z Martą i Marią jesteśmy zaproszeni, by wyjść z domu żałoby i gorzkiego płaczu na spotkanie z nadchodzącym Panem życia. Jezus kochał Łazarza, Martę i Marię, był ich przyjacielem. Ta miłość znalazła odpowiedź w ich życiu. Wyrazem tego była zarówno serdeczna posługa stołu spełniana przez Martę, jak i rozlanie drogocennych perfum Marii na stopy Jezusa – znak uwielbienia, boskiej adoracji i najwyższej miłości (12,3). Ich rodzinna wspólnota, której centrum był Jezus, jest obrazem Kościoła. Marta i Maria posyłają Jezusowi wiadomość o śmiertelnej chorobie brata. Jezus przychodzi po ludzku za późno. Marta, która nie rozumie przyczyny tego „spóźnienia”, wychodzi Mu naprzeciw i choć nie ukrywa rozczarowania i bólu, wyznaje wobec Niego wiarę „mimo wszystko”. Nie jest to już „wiara w cud” ale osobiste przylgnięcie do Jezusa, na dobre i na złe. Ta wiara każe jej zaufać słowu Jezusa wbrew ludzkiej logice, która mówi, że śmierć jest kresem wszelkiej nadziei. Płacz Jezusa nad grobem przyjaciela pokazuje, że On, który jest zmartwychwstaniem i życiem, zbawia nas przeżywając razem z nami udrękę śmierci (Hbr 5,7; J 12,27), aby każdego z nas odnaleźć w naszej samotności i być „Bogiem z nami” aż po śmierć i poza śmierć. Dzieli z nami nasz los, a równocześnie „z głębokości” woła za nami do Ojca o ocalenie. Wzywając zmarłego Łazarza po imieniu, objawia moc miłości Boga, który nie pozostawia człowieka w prochu śmierci ale potęgą swego głosu i stwórczego słowa wyprowadza ze śmierci do życia: „umarli usłyszą głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą, żyć będą” (J 5,25). Cud wskrzeszenia jest odpowiedzią Ojca na miłość Jezusa i miłość wspólnoty. Choć wskrzeszenie Łazarza jest tylko tymczasowe i będzie on musiał prędzej czy później wrócić do grobu, to znak w Betanii pokazuje, że śmierć już nie jest władczynią człowieka, ale jedynie zapowiedzią zmartwychwstania i wiecznej wspólnoty miłości z Bogiem (S. Fausti), która nie kończy się z chwilą śmierci cielesnej, lecz trwa na wieczność. Zrodzeni przez wiarę i chrzest do życia nadprzyrodzonego przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy braci (por. 1 J 3,14). Kto wierzy w Jezusa, choćby i umarł żyć będzie. ks. Józef Maciąg Źródło: „Niedziela Lubelska”
387 views, 24 likes, 9 loves, 2 comments, 15 shares, Facebook Watch Videos from Mistyka codzienności - o. Mariusz Wójtowicz OCD: "Uczniowie opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak poznali Jezusa
Wskrzeszenie Łazarza z Betanii (J 11,1-45) jest ostatnim z opisanych przez św. Jana siedmiu niezwykłych czynów Jezusa objawiających Jego chwałę. Przemiana wody w wino, rozmnożenie chlebów i chodzenie po wodzie, uzdrowienie umierającego dziecka, paralityka czy niewidomego od urodzenia, to coś więcej niż demonstracja Jego cudotwórczej mocy. Ewangelista konsekwentnie określa opisane wydarzenia jako „znaki” (J 2,11; 4,54; 6,26; 9,16; 12,18), znak zaś domaga się właściwego odczytania. Ewangeliczne znaki są mową objawiającego się Boga. Mają one doprowadzić nas do osobistego spotkania z Jezusem, który jest Bożym Słowem posłanym do każdego człowieka. W dialogu z Nim rodzi się wiara ‑ odpowiedź na apel Boga, podobna do wiary uzdrowionego ślepca czy Marty z Betanii: „wierzę, Panie!” (9,35-38; 11,27). Znak wskrzeszenia zmarłego wskazuje, że śmierć – przerażające i absurdalne przekreślenie wszelkich pragnień i aspiracji człowieka ‑ została przez Jezusa pokonana i przemieniona w miejsce spotkania z Bogiem, w przejście ku zmartwychwstaniu. Wraz z Martą i Marią jesteśmy zaproszeni, by wyjść z domu żałoby i gorzkiego płaczu na spotkanie z nadchodzącym Panem życia. Jezus kochał Łazarza, Martę i Marię, był ich przyjacielem. Ta miłość znalazła odpowiedź w ich życiu. Wyrazem tego była zarówno serdeczna posługa stołu spełniana przez Martę, jak i rozlanie drogocennych perfum Marii na stopy Jezusa – znak uwielbienia, boskiej adoracji i najwyższej miłości (12,3). Ich rodzinna wspólnota, której centrum był Jezus, jest obrazem Kościoła. Marta i Maria posyłają Jezusowi wiadomość o śmiertelnej chorobie brata. Jezus przychodzi po ludzku za późno. Marta, która nie rozumie przyczyny tego „spóźnienia”, wychodzi Mu naprzeciw i choć nie ukrywa rozczarowania i bólu, wyznaje wobec Niego wiarę „mimo wszystko”. Nie jest to już „wiara w cud” ale osobiste przylgnięcie do Jezusa, na dobre i na złe. Ta wiara każe jej zaufać słowu Jezusa wbrew ludzkiej logice, która mówi, że śmierć jest kresem wszelkiej nadziei. Płacz Jezusa nad grobem przyjaciela pokazuje, że On, który jest zmartwychwstaniem i życiem, zbawia nas przeżywając razem z nami udrękę śmierci (Hbr 5,7; J 12,27), aby każdego z nas odnaleźć w naszej samotności i być „Bogiem z nami” aż po śmierć i poza śmierć. Dzieli z nami nasz los, a równocześnie „z głębokości” woła za nami do Ojca o ocalenie. Wzywając zmarłego Łazarza po imieniu, objawia moc miłości Boga, który nie pozostawia człowieka w prochu śmierci ale potęgą swego głosu i stwórczego słowa wyprowadza ze śmierci do życia: „umarli usłyszą głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą, żyć będą” (J 5,25). Cud wskrzeszenia jest odpowiedzią Ojca na miłość Jezusa i miłość wspólnoty. Choć wskrzeszenie Łazarza jest tylko tymczasowe i będzie on musiał prędzej czy później wrócić do grobu, to znak w Betanii pokazuje, że śmierć już nie jest władczynią człowieka, ale jedynie zapowiedzią zmartwychwstania i wiecznej wspólnoty miłości z Bogiem (S. Fausti), która nie kończy się z chwilą śmierci cielesnej, lecz trwa na wieczność. Zrodzeni przez wiarę i chrzest do życia nadprzyrodzonego przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy braci (por. 1 J 3,14). Kto wierzy w Jezusa, choćby i umarł żyć będzie. Maciąg Źródło: „Niedziela Lubelska”
Panując z nieba nad ziemią, Jezus przywróci zmarłym życie. Właśnie dlatego powiedział: „Ja jestem zmartwychwstaniem”. Pomyśl o radości, jakiej zaznasz, gdy znów zobaczysz swoich bliskich! Pomyśl też o radości, jaka przypadnie w udziale zmartwychwstałym! (Łukasza 8:56).
Al-Ajzarijja, Fronton Kościoła św. Łazarza (fot. Środa, 29 lipca, Wspomnienie św. Marty J 11,19-27 19 I wielu Żydów przybyło przedtem do Marty i Marii, aby je pocieszyć po utracie brata. 20 Kiedy więc Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu. 21 Marta więc rzekła do Jezusa: «Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. 22 Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga». 23 Rzekł do niej Jezus: «Brat twój zmartwychwstanie». 24 Marta Mu odrzekła: «Wiem, że powstanie z martwych w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym». 25 Powiedział do niej Jezus: «Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie. 26 Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?» 27 Odpowiedziała Mu: «Tak, Panie! Ja mocno wierzę, że Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat». We wspomnienie św. Marty mszalna liturgia słowa przytacza fragment Janowego opowiadania o przywróceniu życia Łazarzowi (J 11,1-44). Dowiedziawszy się o chorobie brata Marii i Marty Jezus opuszcza teren Transjordanii (por. 10,40) i udaje się do Judei (por. 11,7). Dociera do Betanii cztery dni po pogrzebie Łazarza (por. 11,17). Jak wspomina Jan Ewangelista, Betania (dzisiejsza Al-Ajzarijja, położona na południowo-zachodnim zboczu Góry Oliwnej, na terytorium palestyńskim) znajdowała się ok. 15 stadiów od Jerozolimy (por. 11,18; 1 stadion był miarą odległości mierzącą w przybliżeniu 177 m). Informacja ta jest ważna, gdyż podkreśla, że Jezus z miłości do swoich przyjaciół podejmuje ryzyko przybycia w bezpośrednie okolice Świętego Miasta, gdzie wcześniej Żydzi próbowali Go ukamienować (por. 8,59; 10,31). Tym razem jednak Żydzi, którzy przybyli do Marty i Marii, by je pocieszać, widząc znak dokonany przez Pana, uwierzą w Niego (por. 11,45). Podobnie jak w Łukaszowym opowiadaniu, gdzie Jezus zatrzymuje się w domu sióstr w Betanii (10,38-42), zauważalna jest różnica w temperamencie Marty i Marii: „Kiedy więc Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu” (J 11,20). Podczas gdy Maria pozostaje w domu, Marta wychodzi Jezusowi na spotkanie, a spotkawszy Go mówi: „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga” (11,21-22). Na początku całego epizodu mowa jest o tym, że siostry wysłały do Jezusa wiadomość o chorobie brata, oczekując zapewne Jego pomocy (por. 11,3). Łazarz umarł przed przybyciem Pana, jednakże Marta nadal ma silną wiarę, że może On skorzystać ze swojej uzdrowieńczej mocy. Jezus odpowiada: „Brat twój zmartwychwstanie” (11,23). Tym samym odnosi się do powszechnego pośród Żydów żyjących w I w. przekonania o zmartwychwstaniu ciał. Także Marta podziela tę wiarę: „Wiem, że powstanie z martwych w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym” (11, 24). Kolejna Jezusowa wypowiedź jest już piątym przypadkiem w Janowej Ewangelii użycia formuły objawieniowej „Ja jestem…” (por. 8,12.; 10, „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie” (11,25). Wcześniej Pan obiecał wskrzesić tych, którzy w Niego uwierzą i będą spożywać Jego eucharystyczne Ciało i Krew: „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (6,54; por. 6, On „jest życiem”, ponieważ w chrzcie świętym daje nowe życie, żywą wodę Ducha Świętego tym, którzy w Niego wierzą (por. 3,5). To nowe życie jest uczestnictwem w komunii Osób Boskich, którym już teraz wierzący mogą się cieszyć. Ukazawszy tę prawdę, podobnie jak w przypadku niewidomego od urodzenia (por. 9,35), Jezus pyta Martę: „Wierzysz w to?” (11,26). Odpowiedź kobiety przypomina słowa Piotra wypowiedziane pod Cezarea Filipową (por. Mt 16,16): „Tak, Panie! Ja mocno wierzę, że Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat” (11,27). Wszystkie wymienione tutaj tytuły Jezusa już wcześniej pojawiły się w Czwartej Ewangelii. Jan Chrzciciel zaświadcza: „daję świadectwo, że On jest Synem Bożym” (1,34), Andrzej mówi do swego brata, Szymona Piotra: „Znaleźliśmy Mesjasza» – to znaczy: Chrystusa” (1,41), Natanael wyznaje: „Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela!” (1,49), zaś świadkowie cudownego rozmnożenia chleba mówią: „Ten prawdziwie jest prorokiem, który ma przyjść na świat” (6,14). Wiara Marty w Jezusa – Mesjasza, Syna Bożego, zapowiadanego przez proroków, stanie się przyczynkiem do przywrócenia życia jej bratu. Czy wierze w zmartwychwstanie? Czy pamiętam, że poprzez sakrament chrzetu zostałem wprowadzony w komunię Trójcy Świętej? Który z wymienionych dzisiaj w Ewangelii tytułów Jezusa w chwili obecnej najbardziej do mnie przemawia? . 80 428 407 21 395 470 366 60

ja jestem zmartwychwstanie i życie